wtorek, 25 grudnia 2012

Carmexlove

Nie będzie to szczególnie zaskakująca recenzja. Ale ważna, bo mamy zimę, a w zimie zmienia się nasza pielęgnacja.

Podczas ostatnich dni mój organizm walczył o to by nie zachorować. Dałam radę, ale odbiło się to na całym organizmie mocną czkawką. Na twarzy pojawiły się niespodzianki, paznokcie zaczęły się okrutnie rozdwajać, włosy coś mi bardziej wypadają, a skóra na ustach zaczęła mi płatami odpadać tworząc krwiste ranki. Boję się myśleć w jaką bestię się zamieniam.

Z każdą z tych przypadłości oficjalnie zaczynam walkę. To niezły test dla kosmetyków. Nie ma miejsca dla takich sobie. Dlatego w najbliższych postach możecie spodziewać się brutalnej walki kosmetycznych propozycji. Niech wygra najlepszy!

Jako pierwsze na front trafiają kosmetyki do ust. Sprawdziłam 4 różne kosmetyki. Wynik? 50 na 50. Połowa się sprawdziła, połowa praktycznie może trafić do kosza. Zacznę od porażek, skończę na KWC.

Po pierwsze: Masło Shea (zrobsobiekrem.pl)


Tak wiem, większość dziewczyn na blogach masło chwali. Podobno nadaje się do wszystkiego. U mnie nie radzi sobie z niczym. Masła używałam jako krem pod oczy na wieczór, jako nawilżacz do skórek i jako pomadki. Nie sprawdził się w żadnym przypadku. Konsystencja mnie drażni, działania nie widać. Nie lubimy się, nie wrócę do niego.

Po drugie: Pomadka Palmers

Być może balsamy tej firmy dają czadu, ale nie jest tak z ich pomadkami. Zwykła wazelinka, która do tego nie utrzymuje się na ustach dłużej niż pół godziny. Stosuję w pracy, żeby tylko coś mieć na ustach. Jak dla mnie nie pielęgnuje. Zbędny wydatek.

Po trzecie: Maść nagietkowa

Świetny regenerator. Pieśni pochwalne możecie znaleźć tu: KLIK. Kosmetyk do wszystkiego, w tym do ust. Opakowanie średnie, do trzymania w domu, nie w torebce. Usta są po nim zadbane, spokojnie mogę wtedy malować się szminkami nie bojąc się o wysuszone skórki. Nie utrzymuje się na ustach wybitnie długo, warto stosować na noc. Polecam szczególnie dla dziewczyn, które borykają się z problemem bardzo suchej skóry i  częstym podrażnieniem. To kosmetyk, który warto mieć zawsze w domu.

Po czwarte i ostatnie: Carmex

 Najpierw dwa zdania wyjaśnienia. Jak Carmex wygląda większość z Was wie doskonale. Moja wersja została niestety przyatakowana przez kundla, którego mało obchodzi, że mam ochotę posiadać ładne opakowania. Pogryzgł całość, pozbawił mnie zakrętki, po czym spróbował jak smakuje środek i zrezygnował z dalszej zabawy, a ja zostałam z tym...

Wersja klasyczna absolutnie położyła na łopatki konkurencję. Po ostatnim kryzysie to właśnie po Camexie moje usta wróciły do stanu używalności w najszybszym możliwym tempie. Nie polecam do stosowania na randki, bo kosmetyk ten nie pachnie i nie smakuje najlepszej, ale zdecydowanie nadaje się do każdej innej sytuacji. 
Carmex utrzymuje się na ustach długo, spokojnie można go stosować przed wyjściem na wielkie mrozy. Nic się tak nie spisuje u mnie jak on. Stosowałam wersję w słoiczku i sztyfcie. Preferuję słoiczek, mam wrażenie że odrobinę lepiej działa. Nie oznacza to jednak, że nie wrócę do sztyftu. Ze względów higienicznych to właśnie taka wersja spisze się lepiej w torebce. 

A u Was co stanowi podstawę pielęgnacji ust?

środa, 19 grudnia 2012

Liebster Blog


Padło i na mnie :) Zostałam nominowana przez Subiektywną Verę za co bardzo dziękuję, bo miałam dużo zabawy odpowiadając na pytania.



o CO CHO?
Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.


1. Wolisz sok pomarańczowy czy marchwiowy?
 
Powiedziałabym, że marchwiowy, bo to brzmi zdrowiej no i faktycznie jest dobry... ale nic tak nie orzeźwia jak zimna świeżo wyciśnięta pomarańcza. Mniam!

2. Wizyta w salonie kosmetycznym czy pielęgnacja w domu?

Nie mam ostatnio czasu na nic, pielęgnacja niestety ostatnio jest gdzieś na ostatnim miejscu więc o czasie na salony mogę pomarzyć (i o milionach monet wydanych na kosmetyczkę). Dom wygrywa. 

3. Preferujesz tonik czy płyn micelarny?

Myślałam, że przeskoczę na płyny, ale ostatnio jeden którego używam szczypie mnie w oczy i się nie lubimy. Dlatego powiem jeszcze inaczej: od paru miesięcy królują u mnie hydrolaty. Są delikatne, koją moją cerę i nie kosztują dużo.

4. Twoje niespełnione marzenie to...

Nie lubię myśleć o niespełnionych marzeniach. Wolę myśleć o projektach, które porzuciłam lub których jeszcze się nie podjęłam. Wtedy cała sprawa wygląda bardziej realnie. Średni ze mnie marzyciel.

5. Ulubiony deser?

Zjem wszystko co ma cukier. Wszystko. Nawet sam cukier zjem. Kiedy spytać moich znajomych z czego mnie kojarzą - na bank znajdzie się tam odpowiedź o jedzeniu kostek cukru podczas imprez. No cóż, nigdy nie twierdziłam, że mam zdrowe nawyki. No i jeszcze jedno - pamiętajcie - ludziom, którzy nie jedzą słodyczy nie można ufać :)

6. Czy uprawiasz jakiś sport? Jeśli tak, to jaki?

Niestety zima i zerwany prostownik w palcu powodują u mnie rozleniwienie. Ale uprawiam sporty i jestem zdecydowanie za aktywnym stylem życia. Uwielbiam wszelkie sporty indywidualne: basen (mistrzem nie jestem, ale się nie topię i pływam bez rękawków So much win :)), bieganie w wersji bieżnia, podnoszenie naprzemiennie obu powiek kiedy dzwoni budzik (tak wiem to sport ekstremalny)...
Wszystkie sporty są przyjemne, ale moją miłością są sporty walki, a moją królową już od trzech lat Krav Maga. Uwielbiam wykańczać się na treningu wiedząc, że uczę się nowych technik. Nie ma nic fajniejszego niż zaserwowanie komuś podczas sparingu czystego prawego prostego! Polecam każdej dziewczynie! Zapomnijcie o fitnessach, jogach i innych nudach. Mordobicie wymiata :)

7. O której zazwyczaj chodzisz spać?

O której mi bezsenność pozwoli.

8. Krem pod oczy stosujesz obowiązkowo czy nie zawsze?

Właściwie teraz mam pierwszy w życiu krem pod oczy., ciężko więc serio odpowiedzieć na to pytanie. Dajcie mi trochę czasu.

9. Wolisz seriale czy filmy?

Jestem taką trochę kinomaniaczką. Uwielbiam wszelkiego rodzaju filmy i mogę o nich rozmawiać godzinami. Ostatnio jednak z braku czasu stawiam na 20-minutowe seriale.

10. Twoje włosy są farbowane czy w naturalnym kolorze?

Od ponad pół roku nie tykam farby. Wiem, że trochę wyblakłam i myślę czy nie poromansować znowu z szamponetkami, ale jestem zbyt leniwa.

11. Twoje ulubione perfumy to...
Ulubionych nie mam, wszystko zmienia się kiedy przychodzi czas na kupno nowych flakoników. Ostatnio króluje u mnie 14 La Temperance od D&G w dzień oraz ich The One wieczorem. UWIELBIAM!

Moje pytania:
1. Psy czy koty (czas na blogową wojnę :))
2. Długie kudły, czy krótkie włosy?
3. Studia czy zostanie ninja?
4. Cień na oku czy czarna krecha?
5. Czerwone usta czy bezbarwna pomadka?
6. Balsam, lotion czy masło do ciała?
7. Czego zdecydowanie nadużywasz?
8. Co teraz czytasz? (czekam na inspiracje!)
9. To będzie trudne. Ulubione pytanie rekruterów: gdzie widzisz się za następne 5 lat?
10. Wolałabyś spotkać siebie z przeszłości czy przyszłości?
11. Właściwie dlaczego blogujesz?

No i przyszedł czas na nominację. I co? Jak zwykle mam ochotę złamać zasady gry. W jaki sposób? Nominuję Was wszystkie! Tak tak, jeśli to czytasz: odpowiedz w komentarzu na jedno z pytań które zadałam. Chętnie się czegoś o Tobie dowiem. 

niedziela, 9 grudnia 2012

Lecąc po taniości - Miss Sporty

Źródło
Z racji starzenia się na urodziny dostałam swój pierwszy pędzelek i eyeliner w słoiczku. Obawiam się, że będę musiała nauczyć się malować krechę od nowa :)

Zanim jednak otworzę wreszcie nówkę sztukę, muszę wykończyć swój liner - Miss Sporty. 
Miss Spoty była pierwszą firmą po którą sięgnęłam ucząc się robić kreskę. Po pierwsze, ponieważ nie byłam pewna jak kreska będzie u mnie wyglądać, a po drugie chciałam na zacząć od czegoś taniego - co w razie niepowodzenia i po złości na siebie, że nie umiem się malować - wiedziałam, że będę mogła wyrzucić do śmieci.
Szybko jednak okazało się, że bardzo się z tym linerem polubiłam. 

Wszystko zaczęło się od widocznego na zdjęciu Fabolous Glam. Schowany w środku pędzelek, był cieniutki i bardzo wygodnie i szybko malowało się nim kreskę. Obecnie Fabolous Glam zastąpiony został Studio Lash - czyli linerem z gąbeczką. 

Dlaczego piszę o dwóch wersjach w jednym poście? Ponieważ jeśli chodzi o konsystencję kosmetyku i jego trwałość - mówimy tu ciągle o tym samym. Wiem, że niektóre osoby na wizażu krytykują wersję z gąbeczką. Ja nie widzę większej różnicy, która wpływałaby na aplikację, w tym też na regulowanie grubości krechy. Ciągle mogę malować kreskę szybko i dokładnie. Co więcej, taka kreska jest stanie utrzymać się na oku przez parę godzin. 

Minusy?

A są! Niestety jeśli na końcu oka robię sobie wywyjańce, mogę się spodziewać, że zetrą się one po jakiś 5, 6 godzinach. Nie wiem, czy to ja coś tam trę od czasu do czasu, czy kreska sama ściera się na bardziej tłustym fragmencie skóry...  A szkoda, bo wtedy mogę się pożegnać z kocimi oczami :)

Czy bym kupiła liner ponownie?

Gdyby nie to, że teraz będę się wozić z pędzelkiem - to tak. Cena, czyli około 8 złotych i jakość jak najbardziej zachęcają. Produkt ten starczył mi spokojnie na pół roku, dopiero potem zaczął mi podsychać. 

A czym Wy malujecie krechy na oczach?



sobota, 1 grudnia 2012

Puder bambusowy BU

Ok, Ameryki tym postem nie odkryje. Większość go zna, ale ja muszę mieć czyste sumienie i po zdenkowaniu opakowania chcę Wam powiedzieć parę słów na temat sławnego już pudru z Biochemii Urody.

Dawno dawno temu... czyli na poprzednią gwiazdkę poprosiłam mikołaja o kosmetyki z BU. Najbardziej byłam ciekawa pudru. Pierwsze wrażenia nie były najlepsze. 

Po pierwsze: opakowanie. Puder przywędrował do mnie w plastikowym słoiczku. No co to ma być?! Nie byłam na to przygotowana, nie miałam też do czego przesypać pudru. A że jestem z natury leniwa przez cały okres użytkowania nie znalazłam zastępstwa dla słoiczka. No nic. W końcu to nie jest najważniejsze.

Po drugie: Boże zachciało mi się białego proszku. Równie dobrze mogłabym nałożyć mąkę ziemniaczaną na gębę. Jakby mi straszenia moim kolorem ściany na twarzy brakowało i chciałabym to podkręcić wyglądając jak narzeczona Frankensteina.

W każdym razie, przyszło co do czego i okazało się, że jedynie niepotrzebnie marudzę. Ok, opakowanie opakowaniem, ale działanie... To już inna bajka. Puder nie bieli, nie zapycha i jest moim KWC. W przeciwieństwie do innych pudrów, w tym przypadku wiem co nakładam na twarz i nie jest to połowa tablicy Mendelejewa. Do tego puder nie tworzy nam zupełnie płaskiego matu na twarzy. Buzia z nim wygląda po prostu świeżo i dobrze.

No ok, a jak z trwałością? Jako posiadaczka skóry suchej muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Wiem wiem nie mam tyle problemu co posiadaczki skóry tłustej. Mimo to lubię wiedzieć, że nigdzie się nie świecę po paru godzinach. I tak właśnie jest z tym pudrem. Zabawa w pierwsze poprawki i pudrowanie noska jak stara pudernica zaczyna się dopiero po około 10 godzinach. I nie jest to tapetowanie i szpachlowanie, a jedynie drobne przypudrowanie lub ściągnięcie nadmiaru sebum na nosie i okolicach przy użyciu chusteczek matujących.

Przyznaję, że jestem zadowolona, nawet  bardzo. Dlatego właśnie zdecydowałam się kolejne opakowanie. Na całe szczęście teraz puder przysyłają w normalnym opakowaniu :) Ok, nadal wygląda ono dość tandetnie i plastikowo, ale przecież i tak nie latam z tym pudrem po mieście.
Na koniec jeszcze słowo o wydajności. Puder starczył mi na 10 miesięcy. Być może starczyłby na dłużej, ale ja jako zdolne dziecię chyba z milion razy potrąciłam opakowanie i przynajmniej połowa pudru miała styczność z podłogą, a nie mogą twarzą. W przeciwieństwie do tego co robi z twarzą - puder podłogę bieli.