czwartek, 24 stycznia 2013

A kysz!

Ciągle poszukuję środka idealnego na wszelkie niespodzianki pojawiające się na mojej buzi. Taaaa uwaga bo jeszcze mi się uda...:)

W każdym razie do rzeczy!
Swojego czasu moja twarz przypominała wysypisko wulkanów. Na całe szczęście jeszcze w liceum miałam odrobinę rozumu, aby pójść do lekarza i coś z tym zrobić.
Teraz już nie mam aż takich problemów, jednak mam dużą skłonność do wyprysków. Dlatego walczę z nimi na bieżąco.

Dziś zdecydowałam się pokazać Wam kolejne po starcie (pojedynek maści do ust znajdziecie tu: KLIK). Tym razem walczymy z niespodziankami!



W ringu staje zawodnik, który pojawił się u mnie w szafce stosunkowo niedawno - olejek z drzewa herbacianego. Jego przeciwnikiem jest stary wyjadacz - apteczny Benzacne.

Oto jak wyglądał pojedynek:

Od dawna stosowałam Benzacne 10% (dostępna także wersja 5%). Ładnie wysusza wypryski i przyspiesza gojenie.

BENZACNE - Co mówi o nim producent?

Preparat BENZACNE wywiera działanie keratolityczne i słabo odkadzające. Tlen, uwalniany stopniowo z nadtlenku benzoilu, hamuje rozwój niektórych bakterii beztlenowych. Złuszczenie powoduje zmniejszenie ilości zaskórników i stanu zapalnego

Co mówię o nim ja?

Benzacne jest jednym z lepszych kosmetyków jakie miałam nie licząc tych przepisanych kiedyś przez dermatologa. Już w momencie kiedy widziałam, że coś się wynurza na powierzchnię szybko po niego sięgałam. I zazwyczaj działał. Dopiero pojawiające się podejrzane elementy usuwał, a te większe, których nie zwalczył wcześniej - elegancko goił i pomagał im szybciej zniknąć.Jeśli któraś z Was zdecyduje się na ten kosmetyk proszę zwróćcie uwagę na to co powypisywałam poniżej.

Rzeczy o których należy pamiętać stosując Benzacne:
1. Jeśli chcemy nałożyć krem na dzień, pod makijaż, musimy nałożyć go cieniutką warstwą. W innym przypadku będziemy miały piękny biały placek.

2. Kosmetyk ten powinno się stosować punktowo. Kiedyś nałożyłam to na trochę większy obszar skóry w okolicach brody i obudziłam się rano z czerwoną podrażnioną skórą. Czerwony placek z rana na twarzy nie jest fajny.

3. Przygotujcie się na walkę z suchymi skórkami. Kosmetyk ma w końcu działanie wysuszające. 

4. Po użyciu Benzacne należy bardzo dokładnie umyć ręce. Zdarzyło mi się parę razy niedokładnie wszystko zmyć, przez co moje ręczniki są teraz ozdobione wątpliwej urody białymi plamami.

Cena: ok 12 zł 

Teraz czas na drugiego zawodnika - olejek z drzewa herbacianego:

Będzie prosto i krótko - co za porażka.

Niestety olejek, który chwaliło tyle osób na blogach okazał się dla mnie katastrofą. Nie dość, że śmierdzi (moja rodzina stwierdziła że śmierdzi pastą do podłóg), totalnie nic nie robi. Ok ma bardzo delikatne działanie odkażające i wysuszające, ale to wszystko. Na mnie zupełnie się nie sprawdziło. Przy jego stosowaniu moja skóra szybko osiągnęła stan bliski krytycznego. Szczęście, że przed sylwestrem się opamiętałam i wróciłam do Benzacne, bo inaczej nawet pod makijażem nic by się nie ukryło... Teraz zostało mi pół buteleczki, która sobie leży i czeka właściwie nie wiem na co.

Cena ok 10 zł

Podsumowując:

Jeśli niespodzianki macie jedynie od czasu do czasu, a na ogół cieszycie się ładną cerą - spróbujcie olejku. Jest naturalny i dużo osób go chwali.
Jeśli jednak macie tego u siebie trochę więcej - wybierzcie Benzacne.
A na koniec - jeśli uważacie, że nic Wam nie pomoże - koniecznie wybierzcie się do dermatologa. To zawsze najlepsza decyzja.


sobota, 12 stycznia 2013

Czas na Lumene!

Źródło

Mam cerę bardzo problematyczną. Jest bardzo wrażliwa, cienka i sucha. O coś takiego nie jest łatwo zadbać. Zwłaszcza jeśli do tego dodamy po drodze walkę z częstymi niespodziankami w postaci wyprysków.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Ale nikt też nie powiedział, na jakiego sprzymierzeńca trafię na warszawskim spotkaniu bloggerek.

To mój nowy ulubieniec - krem Lumene. 

Keep it cool jest kremem nawilżającym, który ma za zadanie redukować zaczerwienienia, wygładzać i nawilżać skórę. Producent obiecuje nam przy tym jeszcze niezły mat i zapobieganie blokowaniu się porów. I ja czuję, że te obietnice zostały w pełni spełnione!

Przyznam się, na początku byłam nastawiona negatywnie. Dlaczego? Doczytałam się, że krem jest przeznaczony dla posiadaczek cery normalnej, mieszanej i tłustej. Dopiero potem wspomnianą mamy cerę suchą. Tak na końcu... pomyślałam, że to się nie uda. Bo co to za krem, który jest dla wszystkich? No i jeszcze ten mat. Nigdy nie używałam kremu matującego. Nie był mi potrzebny. Kremy matujące dawały mi do tej pory mało komfortowe uczucie ściągnięcia i niewystarczającego nawilżenia. 
I  teraz zonk - serio polubiłam się z tym kremem. 

Tak tak sama jestem zaskoczona. Krem naprawdę ładnie nawilża moją skórę. Mat też jest niezły - przyznaję, że pierwsze świecenie widać u mnie po około 7 godzinach pracy w pomieszczeniu klimatyzowanym. 

Co więcej? Dla mnie to świetny krem na dzień. Szybko się wchłania, a wykonany na nim makijaż jest trwały. Podkład się nie roluje, a dzięki efektowi matu używam dosłownie odrobinę pudru do utrwalenia wcześniej nałożonego podkładu.

A teraz coś co było dla mnie bardzo ważne - krem nie zapycha. Niestety ostatnio miałam ogromny problem z doborem odpowiedniego smaru na twarz, bo wszystko wywoływało u mnie sporą ilość wyprysków przez co moje policzki przypominały drogę mleczną... Tutaj taki efekt nie występuje. 

Podsumowując:

Skóra nie jest zapchana, świetnie się na nią nakłada makijaż, zaczerwienień nie ma, a mat nie wywołuje u mnie jednoczesnego napięcia na twarzy, którego nie lubię. 

Minusy? Są dwa. Pierwszym jest brak filtra. Drugim, że krem w tubce mi się kończy :)

Zdecydowanie zakupię go ponownie!

Cena: Za to małe cudo w tubce zapłacimy ok. 17 zł/50 ml

Edit:

Otrzymałam informację gdzie można dorwać kosmetyki Lumene:
http://www.kosmeteria.com.pl/sklepy_map?woj=157&miasto=167